Moim zdaniem potencjał tego filmu był całkiem duży ze względu na - wprawdzie przewidywalną - acz ładną historię, która może angażować; z morałem (niekoniecznie tylko religijnym, ukazano przecież choćby, jak wiara w drugiego człowieka może pomóc mu stać się lepszą wersją siebie). Ponieważ jednak mamy do czynienia z ekranizacją powieści dla dziewcząt/kobiet, które to książki z natury obfitują w chwytające za serce zwroty akcji, powstał film przesycony. Podczas seansu miałam wrażenie, że niemal żadna ze scen nie była dokończona, większości jakby coś brakowało. A przecież usunąć ich też nie sposób, bo miały ważne znaczenie dla fabuły.
Warto by też było rozwinąć wątek relacji, czy też jej braku, Landona z ojcem, która odcisnęła się piętnem na jego charakterze i życiu 'przed Jamie'. Można by też nieco bardziej szczegółowo przedstawić jego dawnych znajomych.
No i jednak zagrać dało się to trochę lepiej...
Ogólna ocena 5 z serduszkiem, czyli guilty pleasure.