Sztuczny, sztuczny i jeszzce raz sztuczny. Film napełniony słodkością, żenada
Konkrety? Wtórny scenariusz (Love story!), słaba gra aktorów (no ale Shane West jest TAKI PRZYSTOJNY; zabawne, bo to niezły aktor, tylko że nie miał tu co grać), romąticzność kobieca bardzo. Dla normalnego mężczyzny ten film jest NIE DO ZNIESIENIA, w każdym razie na trzeźwo. Istnieje wiele dobrych melodramatów, ale ten do nich nie należy z uwagi na przerażającą sztampowość.
nie wiedziałam, że wśród moich znajomych są sami nienormalni mężczyźni... Uznali film za piękny. No to rzeczywiście muszą być walnięci...
Cieszę się. Jednak w żaden sposób nie podwyższa to klasy tego przeciętnego wyciskacza łez. Poza tym napisałem "na trzeźwo" i może w tym właśnie kryje się wyjaśnienie tej zagadki :D
Sądzę, że masz dość słabe pojęcie o "na trzeźwo". Twoje wypowiedzi dowodnie na to wskazują. A film jest piękny i bardzo prawdziwy, jak na usa wręcz wyjątkowy.
P.S. Zamiast tu udzielać swych mądrości, lepiej idź się upić.
Ten film ci się podoba - OK, rozumiem to. Ale to nie daje ci prawa do obrażania osób o innych poglądach.
Nikogo nie obrażam, ustosunkowuję się do wypowiedzi miłośnika i propagatora pijaństwa. Akurat takie poglądy są naganne.
PRAWDZIWY? W którym miejscu? Historia jest wyidealizowana od początku do końca, psychologia postaci naciągnięta, aktorstwo takie sobie, a podejścia twórców do opisania białaczki wolę nawet nie komentować. Nie ma praktycznie NIC prawdziwego w tym filmie. Rozumiem, że niektórym podobają się takie prostackie wręcz w formie wyciskacze łez i nie oceniam tego, ale chciałabym tylko napisać, że jeśli główna bohaterka umiera, przez co film nie kończy się happy endem, nie czyni to z romansidła dzieła, w żadnym stopniu. Jak dla mnie wszystkie zabiegi użyte w tej produkcji, krzyczą tylko i wyłącznie "RYCZ, ROZPŁACZ SIĘ, ROŃ ŁZY" i to w bardzo agresywny i przede wszystkim widoczny sposób, przez który poczułam się wręcz obrażona. Dla porównania, polecam obejrzeć "Now is Good" z Dakotą Fanning, film o podobnej fabule i tematyce, a różnica jest wręcz porażająca. Jest to również hollywoodzka produkcja i ma on w sobie dużo, dużo, dużo więcej realizmu, niż "Szkoła uczuć".
Pseudointelektualny bełkot udającej filmologa rozhisteryzowanej krytykantki. A PRAWDZIWY jest właśnie w ukazaniu emocji, których ty (jak widać po ocenie) nie jesteś w stanie odebrać. Współczuję, wiele tracisz z piękna życia.
Zapewniam, że nie jestem ani rozhisteryzowana, ani nie staram się udawać filmologa - jedynie wyrażam swoją opinię i to NA TEMAT FILMU - w przeciwieństwie do Ciebie, Ty właśnie ceniłeś/łaś MNIE - zakończę więc dyskusję na tym etapie, bo widać, że druga strona nie posiada żadnych rzetelnych argumentów, skoro jedyną reakcją jest krytyka drugiej strony ;)
Oceniłem film uprzednio, dziewczynko. Teraz zaś twoją kompromitującą durnowatą opinię. Jak widzę, należysz do tych, które myślą "wielu mnie podrywa, więc jestem inteligentna". Tymczasem jesteś jedynie samozapatrzona. Żegnam.
Uprzednia ocena filmu nie daje prawa do oceniania człowieka albo jego poglądów, więc wysnuwasz trochę śmieszne wnioski :)
Od Twojego odbytu mam szczerą chęć trzymać się jak najdalej i wcale nie trzeba się najwidoczniej do niego zbliżać, żebyś chciał/a rozpętywać bardzo namiętną tzw. "gównoburzę". Zwrot "żegnam" nie odbiera mi prawa głosu ;) Tylko to jedno chciałam sprostować. Więcej trwonić swojego czasu na tę bezowocną dyskusję nie będę. Pozdrawiam bardzo serdecznie.
Jakby co, to jestem po Twojej stronie. Uzytkownik angeldog się skompromitował i aż strach bierze, że ten film ma takich psychofanów. Nigdzie na filmwebie nie można byc bezpiecznym, nawet na forum tego mimo wszystko ciepłego itp. filmu.
Oczywiście masz dużo racji, film jest swoistym kiczem. Co do koleżanki angeldog, to widzę po jej wypowiedziach, że jej poziom nie intelektualny, nie jest w stanie pojąć tego, iż ktoś ma prawo sądzić inaczej niż ona i tu moje pytanie, czy ktoś wie do czego służy przycisk zgłoś nadużycie? Przecież nie możemy pozwalać na to, by ktoś ubliżał innym, tylko dlatego że myślą inaczej. Ja zgłosiłam ale zgłoszeń musi być więcej, bo widać jeśli coś bulwersuje tylko jedną osobę to za mało. Już kilkakrotnie czytam opinie tej osoby i zawsze są tym samym, rynsztokową oceną nie filmu, a osoby która ma inną opinię niż ona. Wystarczy zerknąć chociażby na forum filmu " Przybrany syn"
Zgadzam się, ten film to najgorszy chłam jaki do tej pory widziałem z pierwszej 500 filmwebu (około 300 obejrzanych). Gra aktorska sztuczna, scenariusz wtórny i przewidywalny. Ludzie piszą tu o jakimś "przesłaniu" tego filmu, owszem może i jest ale podane w tak prostej formie tylko zniechęca. Jak ktoś chce dobre "melo" to polecam Pamiętnik.
no nie wiele mam do powiedzenia bo mi sie nie podobał, jakby było odwrotnie to byś sie rozpisała, no ale to już kwestia gustu komu sie podoba xd
oglądałam go 3 razy, i już za pierwszy wiedziałam co sie stanie, ale ty wiesz lepiej xd
Nie chodzi mi o przewidywalność, ale o przesłanie, które trzeba wyłapać, zrozumieć i rozważyć. Oczywiście można też traktować filmy jedynie jako rozrywkę, ale w takim wypadku nie widzę sensu ich oglądania, skoro nic się z nich nie wynosi. A z tego da się wynieść wiele.
A jakież to głębokie przesłanie ma ten film, którego przeciętny użytkownik "filmweba" nie może zrozumieć?
Otóż dla każdego inne. Wszystko zależy od interpretacji. Jakie jest ono dla mnie może napiszę później, to teraz naprawdę nie mam weny.
może ktoś nie "wyłapał" przesłania, są różne typy ludzi i nie na każdego to działa xd
Film przepełniony słodkością (jeśli mowa o uczuciu łączącym głównych bohaterów) to prędzej "Titanic", nie "Szkoła uczuć".
oj własnie wrażliwości u mnie sporo, nie moja wina, że ten film mnie nie zachwycił xd
Moim zdaniem film przedstawia po prostu idealną miłość, która tak mocno złączyła dwojga ludzi. To jest po prostu magia tego wspaniałego uczucia. :) Trzeba mieć odpowiednią mentalność żeby zrozumieć i docenić ten film, a nie doszukiwać się w nim tandety lub przesadnej słodkości. Ludzie, takie historie naprawdę się zdarzają, tacy ludzie jak Landon i Jamie naprawdę istnieją! :)
Strasznie dużo oglądałam filmów z wątkiem chorób. Wszystkie mi sie strasznie podobały, możliwe dlatego, że wszystkie były do siebie podobne. Szkoła uczuć w ogóle mi nie przypasowała do gustu, ale o gustach sie nie dyskutuje, każdy ma prawo wyrazić swoją opinie. A tu widocznie jak komuś sie ona nie podoba, to od razu wymieniają cechy "jaka to ja nie jestem i wgl" nie pisze tu teraz o Tobie tylko o wszystkich ogółem. Pozdrawiam.
I ZAMYKAM TEMAT!!!!
Miałam się już w tym temacie nie udzielać, ale ten komentarz zwrócił moją uwagę. Od razu, na wstępie napiszę, że moją intencją nie jest kłócenie się, po prostu mam tendencję do zażartej dyskusji - wciąż jednak dyskusji.
Przechodząc zatem do tematu: sugerujesz, że jestem niedojrzała/niewrażliwa/grubiańska/wyrachowana/(niepotrzebne skreślić), skoro przesadna słodycz, idealizowanie i tandeta przeszkadzają mi w wyciągnięciu morału? No, nie zgodziłabym się z tym, swojej dojrzałości nie będę oceniać, ale nie jestem ani niewrażliwa, ani grubiańska, ani wyrachowana, ba!, bardzo łatwo się wzruszam, ale jednak COŚ trzeba zaprezentować, żeby mnie kupić. Ten film opowiada o miłości - da się to przeżyć, wiele jest takich. Za to białaczka jest tu wykorzystana wyłącznie po to, żeby widz zanosił się spazmami przy oglądaniu. Piękne umieranie na ekranie nie jest dla mnie szczególnie wzruszające i nie powiedziałabym, by można było wyciągnąć z czegoś takiego morały, które nie są czymś po prostu fundamentalnym, w moim odczuciu oczywiście. I nie - takie historie się nie zdarzają naprawdę, takie historie mają racje bytu tylko w wyobraźni, bo w prawdziwym życiu nikt tak pięknie nie umiera na białaczkę.
Przeczytałam kilka razy, ale z wypowiedziami jest tak, że głównie liczy się to, co jest w nich napisane, a nie to, o co chodziło, więc trzeba uważać, w jaki sposób wyraża się myśli :)
Jedno nie wyklucza drugiego. :) To co jest zawarte w mojej wypowiedzi/to co napisałam to równocześnie to, o co mi chodziło. Prosta sprawa. Wypowiedziałam się na forum - pozostawiłam MOJĄ opinię. :)
Dla Ciebie ten film jest tandetny, dla mnie nie. Dla Ciebie choroba została wykorzystana do "pięknego umierania na białaczkę", dla mnie nie. :) Nie mam zamiaru kwestionować tego, jak ktoś jest wrażliwy, co mu się podoba, a co nie. Jednak nie zniosę faktu, że ludzie praktycznie zawsze doszukują się w filmach tego typu tandety i przesadnej słodkości. Z racji tego, że to tylko film rozumiem to, ale jednocześnie mnie to denerwuje. :) I TAK, takie historie się zdarzają. Ale oczywiście jedna osoba wie lepiej co się dzieje/działo na drugim końcu świata. Ma pewność, że nikomu nic takiego się nie przydarzyło. Ale zmartwię Cię, bo moi dziadkowie przeżyli coś bardzo podobnego. :) Mamy XXI wiek i ja sobie naprawdę zdaję sprawę z tego, że teraz ludzie postrzegają świat inaczej, być może jestem zacofana, no nie wiem... :) Widzisz, ten film został nakręcony na podstawie książki, więc reżyser ot tak nie wymyślił tej całej białaczki. Filmy o tematyce miłosnej mają to do siebie, że gdy już jakaś postać umiera, to trzeba to przedstawić właśnie W TAKI a nie inny sposób. Jeśli chcesz, możesz sobie włączyć jakiś horror z psycholami, wtedy zobaczysz całkiem inną śmierć, może Ci się spodoba. Albo w ogóle złóżmy skargę do reżysera, że zrobił sensację ze śmierci GŁÓWNEJ bohaterki, która przecież powinna umrzeć i powinni od razu puścić napisy. Być może teraz zrozumiesz o co mi chodziło.
No i dodam jeszcze, że znam dużo filmów, w których właśnie w taki sposób wykorzystuje się choroby. Reżyserzy przedstawiają je na różne, różniste sposoby. Jednym przypadnie do gustu ten film, innym tamten. I ja to rozumiem i nie mam zamiaru nikomu na siłę narzucać swojej opinii. PODOBAŁ MI SIĘ TEN FILM, a teraz możecie pisać na dole jaki to on nie był zły i że chyba mnie pogięło. Są gusta, są guściki. Wyżej napisałam w jaki sposób postrzegam ten film. I nie obchodzi mnie czy ktoś się ze mną zgodzi, naprawdę. :) Mnie wzruszył, dla mnie ta historia była piękna (jeszcze bardziej polecam książkę, jest genialna) i niektóre dialogi znam już na pamięć, bo tak często do niego wracam. ^^
Nananana, pozdrawiam! :3
Aj, jeszcze coś bardzo istotnego! HAYULELLAH - "Trzeba mieć odpowiednią mentalność żeby zrozumieć i docenić ten film, a nie doszukiwać się w nim tandety lub przesadnej słodkości." Ten fragment chyba uraził Cię najbardziej. Pozwól, że spróbuję to wytłumaczyć gdybyś nadal miała jakieś wątpliwości. Nie twierdzę, że ludzie, którym się film nie podobał są niewrażliwi czy zgorzkniali, nie. Miałam na myśli raczej to: ludzie z odpowiednią mentalnością (słowo "ODPOWIEDNIĄ" użyłam w odniesieniu do słowa "moją". I chodziło o to, że ludzie z PODOBNĄ mentalnością do mojej) zrozumieją film i docenią go (no właśnie, bo wydaje mi się, że ja go zrozumiałam. znalazłam w nim przekaz i w ogóle. za to jest cała masa innych filmów, których za cholerę nie rozumiem i nie podobają mi się)
No to, teraz mogę spokojnie opuścić ten temat i nie wracać! :) w tych 3 wypowiedziach wytłumaczyłam to chyba tak dosadnie, że nikt nie będzie miał o nic zarzutów. :)
Widzę teraz, o co Ci chodziło i że nieporozumienie wynikło wcześniej ze specyficznego doboru słów w Twoim komentarzu - nie roztrząsając już jego formy, wyjaśnię może, o co mi chodziło, bo to też albo nie zostało wystarczająco jasno przekazane, albo moje słowa zrozumiałaś trochę opacznie:
"I TAK, takie historie się zdarzają. Ale oczywiście jedna osoba wie lepiej co się dzieje/działo na drugim końcu świata. Ma pewność, że nikomu nic takiego się nie przydarzyło. Ale zmartwię Cię, bo moi dziadkowie przeżyli coś bardzo podobnego. :)"
Nie chodziło mi o samą historię miłosną - filmy o takiej tematyce istniały, istnieją i istnieć będą w najróżniejszych formach, można je lubić lub nie - w sumie ja też nimi nie gardzę, od czasu do czasu lubię taki obejrzeć. Zwracając uwagę na tę część wypowiedzi w Twoim pierwszym komentarzu chodziło mi jednak o coś innego, a mianowicie właśnie o motyw białaczki, najbardziej przekłamany fragment filmu, przez który mój odbiór i ocena jest aż tak niska.
"Widzisz, ten film został nakręcony na podstawie książki, więc reżyser ot tak nie wymyślił tej całej białaczki."
Tak, zdaję sobie z tego sprawę i zauważyłam, że wszystkim historiom Sparksa stawiam ten sam zarzut, który wyklucza dla mnie całkowicie jego twórczość - to, o czym pisałam, czyli że w moim odbiorze wszystkie użyte formy artystyczne krzyczą, że ktoś podczas tworzenia bardzo intensywnie dążył do tego, żeby widza po prostu doprowadzić do płaczu. Ale to w sumie już dygresja ;)
"Filmy o tematyce miłosnej mają to do siebie, że gdy już jakaś postać umiera, to trzeba to przedstawić właśnie W TAKI a nie inny sposób. [...] Albo w ogóle złóżmy skargę do reżysera, że zrobił sensację ze śmierci GŁÓWNEJ bohaterki, która przecież powinna umrzeć i powinni od razu puścić napisy." - o to w ogóle nie mam do reżysera pretensji, mam o brak konsekwencji. Masz rację co do sposobu przedstawiania śmierci w filmach romantycznych, ale w moim odczuciu w tym filmie ktoś po prostu mocno przedobrzył, co mnie odrzuca, bo jak każdy widz, mam swoje preferencje i oczekiwania w stosunku do filmu - dla każdego różne. ;)
i na koniec:
"Nie twierdzę, że ludzie, którym się film nie podobał są niewrażliwi czy zgorzkniali, nie. Miałam na myśli raczej to: ludzie z odpowiednią mentalnością (słowo "ODPOWIEDNIĄ" użyłam w odniesieniu do słowa "moją". I chodziło o to, że ludzie z PODOBNĄ mentalnością do mojej) zrozumieją film i docenią go (no właśnie, bo wydaje mi się, że ja go zrozumiałam. [...])"
Kiedy wytłumaczyłaś to na okrętkę, zrozumiałam, o co Ci dokładnie chodziło i mam taki sam pogląd na sprawę, ale jednak użycie słowa "zrozumie" wydało mi się niepoprawne, dlatego zwróciłam uwagę na Twój komentarz i postanowiłam napisać odpowiedź, bo taki zwrot sugeruje, że uważasz, jakby "tylko wybrani" byli w stanie dostrzec ukryte przesłanie filmu, a reszta po prostu jest smutną szarą masą. Ale już rozumiem, że po prostu sens się sprowadza do tego, że każdy odbiorca coś innego wyniesie z seansu i to już nie pozostawia miejsca na dyskusję. :)
I, jak sądzę, temat jest już kompletnie przegadany, także też pozdrawiam! ;D
no co ty nie powiesz.... :DD chodzi mi raczej o to, że jak chcecie sobie komentowac to sobie komentujcie ale ja sie już nie będe wypowiadać c:
Ogolnie rzadko ktory film zasluguje na ocene 1 , ci ktorzy wystawija taka ocene sa albo niedorozwinieci emocjonalnie ( w przypadku tego filmu) albo sa trollami :D Piekna opowiesc nawet jak film jest troche naciagany i komus nie przypadnie do gustu to i tak zasluguje minimum na 5 , zal mi tych ludzi co go ocenili na 1
A co jest w nim słodkiego i naiwnego? Jeszcze nie oglądałam, kojarzę fragmenty. W sensie, że niby chłopak nie zakocha się w nudnej dziewczynie, czy słaba gra aktorska, scenariusz, czy ogółem film?
Zdarza mi się uronić łzę na filmie, jednak nie na tym. Film jest wygładzony, przesłodzony, naprawdę nie wiem, jaki pożytek może płynąć z takiej bajeczki. Obcowanie z ludźmi chorymi na raka będzie sporym szokiem dla osób, które uwierzą w rzeczywistość pokazaną w "Szkole Uczuć" (wiem co mówię). Gra aktorska słaba, scenariusz bardzo słaby - historia mogłaby być opowiedziana więcej niż dobrze, jednak zabrakło pierwiastku prawdy. Dla porównania, na myśl przychodzi mi płacząca i smarkająca Angelina Jolie w "Przerwanej lekcji muzyki" - to przykład autentyczności w aktorstwie.